Pasja, czymże jest pasja człowieka?
Kiedy zostałem poproszony o napisanie o swojej pasji, którą jest…no właśnie co?
Osoba pytająca wskazała o czym mam napisać, lecz czy miała rację?
Pasja to chyba coś co człowiek robi z chęcią, w pełni się temu oddaje i jest w tym dobry, a owe zajęcie sprawia mu przyjemność. W moim przypadku zastanawiałem się co by to mogło być i doszedłem do wniosku, że pieczenie ciast 😊. Rzadko to robię, ale jak już mnie znienacka najdzie ochota na ciasto - jak znienacka nachodzi kominiarz wciskający kalendarze noworoczne - to oddaje się temu bez reszty i wychodzi mi to cholernie dobrze… a przynajmniej takie jest moje zdanie 😊.
Więc może to jest moja pasja?
![]() |
Bośnia i Hercegowina 2023 |
Bo trudno nazwać pasją walkę o przetrwanie gdzieś pośrodku niczego - nieprawdaż? Pasja chyba powinna dostarczać rozkoszy czego nie można powiedzieć o sytuacji, kiedy przechodzą cię ciarki z zimna, ty w przemoczonym stroju wystawiasz się na pęd powietrza rzędu 100 km/h, a jeden fałszywy ruch może narazić cię na spore koszty o utracie zdrowia nie wspominając. Nikt przy zdrowych zmysłach na coś takiego się nie pisze.
A jednak są świry na świecie, których takie sytuacje nie zrażają, dla których kończący się asfalt nie jest problemem, a ciekawość co jest za następnym zakrętem napędza ich do brnięcia dalej ku kolejnym niespodziankom jakie szykuje życie.
Podróże, a dokładnie podróże na motocyklu - bo taką opowieścią chcę Ciebie uraczyć - mają swoją specyfikę, swojego ducha, którego trudno uchwycić i opisać, jednak postaram się choć trochę nakreślić co w nich tak uzależnia.
Jak to się zaczęło?
Tak więc wszedłem w posiadanie motoroweru klasy 50cm3, potocznie nazywanego skuterem i kojarzonego z jadłodostawcami, a na który wówczas nie było wymagane prawo jazdy - dziś jest to kategoria AM.
Ale o co w tym chodzi?
Na początku jeździliśmy po okolicach, wyjazd z Krakowa na Słowację to była wyprawa. Bałkany wydawały się końcem cywilizacji. Jednak ciekawość tego co jest dalej napędza nas do sprawdzenia tego „co jest dalej”.
Co jest fajnego w wycieczkach motocyklowych…
Planowanie, pakowanie, zastanawianie… jako dziecko oglądałem film „Rambo pierwsza krew” i w pamięci został mi obraz twardziela, który potrafi poradzić sobie w każdej sytuacji i to mnie chyba w tym pociąga. Jak to nazywają męscy szowiniści „męska przygoda” – co jest zupełną bzdurą, potwierdza to m.in.Hanna Zasada z One More ADV. Ja to postrzegam jak sprawdzenie siebie, swojej zaradności i hartu ducha. Trochę – taki survival – bo przygotować można się na 70% wyprawy, 30% to niespodzianki życia.
Później, kiedy dojeżdżasz do granicy z Chorwacją twoje ciuchy zaczynają schnąć. Zanim dotrzesz do pierwszego większego miasta ciuchy są suche, a nawet tobie zaczyna być tak ciepło, że zdejmujesz jedną warstwę ubrania. Wówczas jedynie wilgotne wnętrze rękawiczek przypomina o trudnych chwilach survivalu sprzed paru godzin, które wydają się teraz odległe jak zeszłoroczny śnieg. Mózg zalewa dopamina i wspomnienie zostaje na lata. Tak to jest chyba to co uzależnia.
Trzeba napisać, że dzięki jeździe na 200 stałem się ogólnie lepszym (jak to mówią w branży) „kierownikiem” – zauważam więcej, kiedy jeżdżę samochodem. Lepiej, a na pewno inaczej oceniam sytuację na drodze, bo to co wcześniej było nieosiągalne dla kierowcy auta na motocyklu staje się koniecznością, a z czasem czymś naturalnym, ponieważ nie ma tu karoserii, która mnie ochroni. Jestem tylko ja, moja maszyna i wyobraźnia. Brak poduszek powietrznych, krępujących pasów czy zasłaniających widoczność poprzecznych słupków – ahh…pełna wolność. A wolność to przywilej i odpowiedzialność 😊
Poza tym pewne rzeczy do człowieka docierają dopiero kiedy na tureckiej autostradzie przemieszcza się środkiem między dwoma tirami i czuje się jak łupinka orzecha między dwoma kontenerowcami.
![]() |
Durmitor, Czarnogóra |
Sprawdzam dostępność stacji paliw, a nawet planuje trasę po zakrętach, nie bookuję noclegów - choć oczywiście sprawdzam ich dostępność. Dzięki temu jak gdzieś nie dojadę to szukam spania wcześniej. Kiedy mam dobre tempo mogę jechać dalej. W razie konieczności zmieniam trasę czy rozstawiam namiot – słowem Wolność! 😊
Podsumowując, doborowe towarzystwo również pozwala zajechać dalej.
Na co mnie ten „motur”?
Kiedyś mówiło, że motocykl to wolność i wiatr we włosach. Cóż, jeśli chodzi o wiatr we włosach to - jak mówi powiedzonko w środowisku - „chcesz poczuć wiatr we włosach to musisz jechać w krótkich spodenkach z kolanami szeroko” 😊. Pozostaje więc rozważyć kwestię wolności. Nie wiem jak inni, ale mnie „motorynka” daje to poczucie i radości w jeszcze jednym aspekcie – otóż motocykl jest wyłącznie mój!Samochód, musi być rozsądny, musi nim jeździć żona na zakupy, dziecko do lekarza, trzeba babcie odwieźć do domu po imieninach u cioci. Mnie nie stać na posiadanie dwóch samochodów, tym bardziej na wymienianie ich w zależności od humoru - raz sportowy, za pół roku terenowy, a na działkę pick up – w końcu pracuję w małej korporacji o Polskich korzeniach😊. Dlatego też auto musi być (o ile w ogóle musi być w dobie carsheringu) praktyczne, funkcjonalne, ekonomiczne i inne frazesy na opisanie klasy aut Compaktowych.
![]() |
TurcjaTrip 2024 - Turcja, Kapadocja |
I co w tym fajnego?
Budująca jest też mina sąsiada, który pewnego razu namierzył mnie podczas dłubaniny przy motocyklu i z szyderstwem zapytał „gotowy na rajd do Dakaru?”, a w odpowiedzi usłyszał „nie bo urlopu nie starczy”. Kiedy po chwili milczenia pozwalającej mu na nacieszenie się tą małą przyjacielską złośliwością. Zacząłem wyliczać kilometry, dni i państwa po drodze on zaczął rozumieć, że nie żartuje i na poważnie myślę o takim wyjeździe, a jego mina z uśmieszku zaczęła się zmieniać w szeroko otwarte oczy z opadniętą szczęką…bezcenne 😊. Jednak najbardziej budujące w takiej sytuacji dla mnie jest to, że coś co w moim mniemaniu było tylko kolejną wycieczką, dla „zwykłego śmiertelnika” zakrawa na dokonanie zbliżone do tych jakie miał Aleksander Doba.
TurcjaTrip 2024 - Góra Nemrut |
Jak wspomniałem zabawne jest to jak twoje postrzeganie się zmienia. Kiedyś południowy sąsiad polski wydawał się odległy, a teraz na parę minut przyjemności nawet nie chce mi się wkładać kluczyka do stacyjki - jakkolwiek to nie brzmi . Cały czas obawiam się, że to oznaka dziadzienia, ale mój towarzysz podróży przekonuje mnie, że to uzależnienie. Jak u narkomana, który musi przyjmować coraz większe dawki, żeby poczuć ten sam efekt, który wcześniej. Może tak być, a co ciekawe rodzinie również się to udziela. Kiedyś na początku było „Czarnogóra jest bardzo daleko”, „Rumunia to dziki kraj” tak teraz jest:
- Gdzie jedziecie w tym roku?
- Do Maroka
- O fajnie! Przywieź jakąś pamiątkę dla mnie.
Jak widzisz postrzeganie otoczenia się zmienia, tak samo jak moje. W sumie zastanawiając się nad odpowiedziom na pytanie „ile przejechałem kilometrów” stwierdzam, że nie wiem. Mniej niż milion, ale na pewno można liczyć w setkach tysięcy. Nawet już zaczynają mi się mylić miejsca i kolejność w jakie byłem, a są takie o których zupełnie zapomniałem, bo były tylko weekendowym wypadem jak wiele innych. To co zostaje w głowie to pojedyncze, najmocniejsze wspomnienia i pamięć poznanych ludziach i przygodach z jakimi trzeba było się zmierzyć.
Wspomnienia miejsc
Jak widzisz nie jestem turystą, który może się pochwalić czymś w stylu „byłem na wieży Eiffla, widziałem statuę wolności, chodziłem po Katedrze w Kolonii i hiszpańskiej Sagrada Família”. Stawiamy raczej na widoki, kręte drogi, a większość miejsc jakie mam w pamięci odwiedziliśmy przypadkiem lub po drodze. Poniższa mapka z grubsza pokazuje, gdzie byłem, choć nie jest kompletna, ponieważ aplikacja do nawigacji czasem się zacinała, kilkukrotnie ją zmieniałem jednak ta ma najpełniejszy ogląd sytuacji.
Miejsca jakie pomnę to:
- Organy morskie w Zadar, Chorwacja. Ciekawa atrakcja turystyczna na wyciszenie się wieczorem 😊
- Andrić grad, choć lokalni (od których dowiedziałem się o istnieniu czegoś takiego) w 2016 mówili na nie „kamienne miasto”, razem z zabytkowym mostem Mehmed Paše Sokolovića w Višegrad, Bośnia i Hercegowina.
- Vodopad Kravica blisko Studenci, Bośnia i Hercegowina urokliwe miejsce, można się zapomnieć i spędzić cały dzień. Stąd też pochodzi zabawna historia, którą później opowiem 😊
- Stari Grad w Budva, Czarnogóra. Spacerując po tym miasteczku zrozumiałem „fenomen” gry Assassin's Creed – o tym później.
- Przejście graniczne Granični prijelaz Ilino Brdo (Czarnogóra – Bośnia i Hercegowina). Tam były jedne z piękniejszych widoków jakie pamiętam – z tamtą jest jedno z moich ulubionych zdjęć.
- Plaże w Ulcinj, Czarnogóra. Dla miłośników ciekawostek przyrodniczych jest tu naturalny czarny piasek.
- Monaster Ostrog w Dabovići, Czarnogóra. Jest to klasztory wykuty w skale.
- Będąc na Bałkanach trzeba odwiedzić Bobotov Kuk i Park krajobrazowy Durmitor. Choć jest to jedno z tych miejsc, gdzie nie pchałbym się samochodem – kręta droga szerokości auta osobowego. W zamian widoki zostają na długo w głowie – stąd jest moje ulubione zdjęcie 😊
- Istambuł, Turcja. Miasto samo z siebie ogromne i ciekawe leżące równocześnie na dwóch kontynentach. Atrakcji turystycznych jest tu mnóstwo, ja wspomnę tylko o „zalanej piwnicy” zwanej dumnie Cysterna Bazyliki oraz o Błękitnym Meczecie.
- Zwiedzając Azję mniejszą odwiedź Nemrut Dağı. Ciekawostka historyczna z rewelacyjnymi widokami z wysokości 2134 m n.p.m. Generalnie Turcja zaskoczyła czym innym o czym poniżej.
- Wracając do Unii Europejskiej polecam Trasę Transfogaraską (Transfăgărășan) w Rumunii. Jest nico niżej niż Transalpina, jednak bardziej malownicza, posiada wiele zakrętów i w bonusie można spotkać niedźwiadki. Wszystko w ramach UE, a dojazd do Satu Mare to tylko parę godzin – można wyskoczyć na długi weekend.
Historyjki obrazkowe z 😉
Jak obiecałem rozwinę teraz nieco więcej historyjki o których wspominałem wcześniej.
Opowieść 1
Może obiła ci się o uszy kiedyś nazwa Assassin's Creed? Jest to gra video o bractwie zabójców, której fabuła rozgrywa się w przeszłości. Fenomen tej gry polegał na tym, że uprawiało się w niej parkur tzn. kierowana przez gracza postać skakała po dachach wspinała się na budynki, żeby dopaść ofiarę. Jako „krakus”, przyzwyczajony do szerokich ulic w większości Europejskich miast nie rozumiałem, jak można skakać z dachu budynku na inny. W mojej głowie zawsze były to odległości rzędu kilkunastu metrów. Dopiero chodząc po uliczkach w Stari Grad uświadomiłem sobie, iż w tak ciasnych miastach ma to sens i tak owe istnieją w rzeczywistości.
Opowieść 2
Wyobraź sobie, że kiedyś zasiedzieliśmy się przy wodospadach Kravica. Po opuszczeniu ich terenu zaczęliśmy szukać noclegu. Znalazłem jeden w „pobliskiej” miejscowości. Dotarliśmy tam już po zmroku, głodni i zmęczeniu po całym dniu, wciągnęliśmy na kolacje resztki prowiantu i lulu. Nazajutrz - jak zwykle – wstałem wcześniej od Kondrata i poszedłem upolować śniadanie. Chodząc po sennym i pozamykanym o siódmej rano miasteczku zauważyłem, że grupki ludzi – turystów – idą w jednym kierunku. Podążyłem więc za nimi i po chwili moim oczom ukazał się jakiś budynek, który z bliższa okazał się kościołem. Z grubsza go oglądałem i wezwałem towarzysza telefonem do siebie. Ten nie protestował, zwłaszcza że sklepy były jeszcze pozamykane, więc ze śniadania nici. Chodząc po obiekcie kultu religijnego i obserwując powiększające się tłumy oraz święte obrazy wszystkie kawałki układanki w mojej głowie wskoczyły na miejsce. Nagle zrozumiałem, dlaczego na wjeździe do miasteczka stał posąg Matki Boskiej, czemu w hoteliku na każdym piętrze są jej wizerunki, a w miasteczku za każdym zakrętem można zobaczyć Marię. Owym miasteczkiem, do którego sprowadził nas przypadek było Međugorje (Medziugorie) - miejsce znane z objawienia Matki Boskiej. Nagle grzmiący głos kapłana uświadomił mnie, że „przecież dzisiaj jest niedziela!”. Tak więc przedziwnym zrządzeniem losu staliśmy się uczestnikami niedzielnej mszy świętej w jednym z świętszych miejsc na świecie dla kościoła Katolickiego…i to przed śniadaniem! Kiedy mama mojego druha o tym usłyszała była pod ogromnym wrażeniem namówienia jej syna do takiego poświęcenia i uznała mnie za osobę „bardzo religijną” 🤣.
Opowieść 3
Jadąc do Turcji nastawialiśmy się na drinki z palemką, rozgrzane plaże i braki w infrastrukturze poza dużymi miastami. Jak pokazało życie pomyliliśmy się ogromnie. Turcja jako państwo, którego około 60% powierzchni leży powyżej 500m n.p.m., a z czego 22% powyżej 1000m n.p.m. okazała się chłodniejsza niż się spodziewaliśmy. Dla porównania około 90% powierzchni polski leży do 200m n.p.m. Na plus zaskoczyła nas dostępność i ceny noclegów oraz knajpek. Największą niespodzianką była gościnność Turków. Pomijając mniejsze rozmowy i spotkania, zapamiętałem jak dwukrotnie wyszedł do nas szef kuchni tudzież właściciel knajpki i zagadywał. Dostaliśmy również ciasto na deser, mimo że go nie zamawialiśmy i nie płaciliśmy za nie, od tak, ponieważ „akurat żona upiekła”. W innym hoteliku chcieliśmy tylko pokój i planowaliśmy szukać jedzenie po zakwaterowaniu. Właściciel dowiedziawszy się, że jeszcze nie jedliśmy oświadczył „nie pozwolę wam iść spać głodnym” i ugościł 3 daniową kolacją na ciepło.
Największym zaskoczeniem była dla nas pomoc, kiedy (obaj) przedziurawiliśmy opony. Dookoła już zmrok, ja z kolejną dziurą w oponie nie mam, jak jechać dalej, wówczas znalezienie miejsca na nocleg odbywało się w trybie awaryjnym. Ja przygotowuję się do ponownej akcji zatkania dziury, a przyjaciel pytał w pobliskich zabudowaniach, gdzie można rozbić namiot, żeby nie spać przy drodze. Jeden z właścicieli wpuścił nas na teren i ku naszemu zaskoczeniu nie wziął od nas za co ani liry.
Zaskoczenie było tym większe, że rankiem okazało się, iż jest to miejsce wypoczynkowe z barem, ławeczkami i całą infrastrukturą. Po pożegnalnych uściskach i symbolicznej wymianie pieniążków – dostaliśmy Turecką lirę i daliśmy Polski banknot 😊 – ruszyliśmy w poszukaniu warsztatu, który załata opony. Tak trafiliśmy do warsztatu, który obsługiwał samochody i jak się po chwili okazało tylko samochody. Nie znali się tam na „rozmontowaniu motocykla” żeby dostać się do koła. My głupki za późno zorientowaliśmy się, że to chodziło tylko o zdjęcie koła – tak bywa przy porozumieniu się przez tłumacz internetowy. Napisałem „za późno” ponieważ właściciel tego serwisu ściągnął mechanika motocyklowego z pobliskiego warsztatu, żeby ten pomógł w akcji serwisowej.
Całość trwała 3 może 4 godziny, dlatego zgłodnieliśmy i zapytaliśmy właściciela, gdzie można zjeść coś smacznego. Ten zaprowadził nas do knajpki po sąsiedzku, pomógł w zamówieniu jedzenia i wrócił na naprawy. Posiłek był zaiste smaczny, a kiedy przyszło do płacenia kuchmistrz oświadczył, że serwis już za nas zapłacił. Po powrocie z jedzenia i uregulowaniu rachunku znów było wspólne zdjęcie i symboliczna wymiana waluty. Oczywiście można powiedzieć, że za całą akcję razem z obiadem zapłaciliśmy, jednak oponiarz mógł nas zbyć (jak kilku przed nim), mógł pokazać palcem, gdzie knajpa. On jednak nas ugościł i zadbał abyśmy byli zadowoleni.
I to są właśnie sytuacje jakie się pamięta. Nie to, że w 2 tygodnie zrobiliśmy ponad 7500km i przez większość czasu chodziłem w puchówce.
To za parę miesięcy już zapomnę, ale ekipa „Continental” zostanie na długo w pamięci, bo w tym wszystkim najistotniejsi są ludzie 😊
Co zrobić jeśli chcesz spróbować?
![]() |
Stacja na Serbskiej autostradzie 2024 |
Do tego poznasz ciekawych, gościnnych ludzi.
Na początek
- "jest ok, póki co niczego więcej nie potrzebuję”.
- „to nie dla mnie” i pozbędziesz się tego złomu.
- Zakochasz się i zapragniesz pełnej kategorii „A” po czym zmienisz pojazd na mocniejszy. Wówczas 125-tka pojedzie dalej, a ty będziesz mieć poczucie mniejszej straty.
![]() |
Bałkany 2023, Bośnia i Hercegowina, Wodospady Kravica |
Komentarze
Prześlij komentarz